Tym razem postanowiłam poruszyć temat, który obecny jest w różnych dziedzinach naszego życia - począwszy od życia prywatnego po zawodowe. W erze wszechobecnego internetu coraz częściej stajemy do wyścigu, kto lepiej, kto piękniej, kto szybciej... W sieci każdy ma wspaniałe życie i same sukcesy na koncie. Reklama z pierwszej ręki.
Instagramowe życie, czyli wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma
To jest poniekąd straszne, ale wiem, co moja daleka znajoma jadła na śniadanie - oczywiście bardzo zdrową owsiankę z owocami i niskotłuszczowym jogurtem. Wszystko podane na "dizajnerskim" talerzu, w towarzystwie "cafe xxx" (nawet nie wiem, jaka to kawa i jakie to cudowności ma w sobie). Myślę sobie, cholera, a ja znowu chleb z pomidorem... Jak te kobiety to robią? I jeszcze o poranku im się chce pstrykać foty. W sumie podziwiam, bo ja rano, z jednym otwartym okiem, drugim jeszcze śpiącym, myślę tylko o tym, by zrobić sobie w miarę udaną kawę (zakupioną zresztą w sklepie za rogiem) i żeby pomidor nie ześlizgnął mi się z kanapki - bo śniadanie jem w łóżku i szkoda by było znów zmieniać pościel.
Kolejną rzeczą, która wprawia mnie czasami w zdumienie, to stała, regularna i oczywiście IDEALNA reklama dzieci. Publikacje na facebooku, instagramie: Urodzony tego i tego dnia, tyle i tyle wagi. A tak śpi. A tak je. Pierwszy ząbek. Zjadł awokado. Odkrył, że na świecie są ptaki. Itd.... relacja 24h. Rozumiem, że to jest największe szczęście pod słońcem. Rozumiem też dumę i miłość bez granic. Ale nie rozumiem, dlaczego to wszystko musi być relacjonowane światu tak szczegółowo... Naprawdę cieszy mnie obraz szczęśliwej rodziny, ale w sumie nie do końca wiem, dlaczego rodzinny paparazzi zamiast żyć, przerzuca to życie do sieci, nie pozostawiając sobie i swojej rodzinie marginesu intymności. I wszystko jest oczywiście perfekcyjne - nawet zmiana pieluchy wywołuje uśmiech a nocne pobudki na karmienie, to przecież rozkosz. Rodzinna sesja z nowo narodzonym to mus. Dziecko w koszyczku, w czapce, jak prezent pod choinką...Trochę mnie to przeraża.
Oglądając te wszystkie perfekcyjne sceny z życia, zastanawiam się, gdzie popełniłam błąd? Na śniadanie lipa, dzieci nie mam, podróżuję głównie po Europie, a znajomi na Fidżi drinki spijają.
No i właśnie... Czy warto się porównywać? Czy warto przykładać tę samą miarę do swojego życia? Jezu, chyba powariowaliśmy wszyscy!
Punkt odniesienia
Czy porównywanie się do innych jest złe? Wydaje mi się, że nie. Ale trzeba porównywać się mądrze. Podpatrywać to, co ważne i dla nas dobre. Raczej brać przykład. Warto zastanowić się, co dla nas ważne i czerpać przykład z osób, które nas inspirują, które mogą być naszymi "mentorami". Jeśli chcemy w życiu coś osiągnąć, spójrzmy na osoby, które odniosły sukces w naszej dziedzinie. Jak to zrobiły? Bierzmy dobry przykład - nie instagramową owsiankę. Jeśli znamy osobiście tę osobę - zapytajmy. Czerpmy z jej doświadczeń i mądrości. I wtedy możemy się porównywać - czego mi brakuje, żebym też tak mógł. Może popełniłem gdzieś błąd albo czegoś nie dostrzegam?
Wtedy obserwuj, wyciągaj wnioski, nawet kopiuj, ale dostosuj to do swojej sytuacji, bo bezwiedne małpowanie też nie ma sensu. Dlatego tak ważne są autorytety w naszym życiu. Ludzie, którzy mogą służyć przykładem, radą. Traktujmy "instagramowe historie" z przymrużeniem oka, nie porównujmy się do nich. Do nikogo, kto chce nam powiedzieć, jak żyć idealnie. Odrzućmy tą "owsiankę" (wybaczcie, że się tak jej uczepiłam, ale to mnie zawsze zadziwia.. W ogóle zdjęcia jedzenia , no kurcze, fajnie, że dobrze zjadłeś, ale musisz to obwieszczać światu?).
Macie podobne przemyślenia?
Podzielcie się swoimi spostrzeżeniami.
Komentarze
Prześlij komentarz