Co decyduje o tym, że osiągamy w
życiu swoje cele? Co decyduje o tym, gdzie jesteśmy? Co decyduje o
tym, czy jesteśmy szczęśliwi i spełnieni? Przypadek? Los? Inni
ludzie? My sami...?
Osobiście twierdzę, że to MY sami w
znacznej mierze decydujemy o tym, gdzie jesteśmy. Do tego oczywiście
potrzebna jest szczypta szczęścia – tym nigdy nie można gardzić
;) Ale w znacznej mierze to nasza postawa, determinacja i przede
wszystkim otwartość na nowe i na ludzi, których spotykamy na
swojej drodze.
W swojej pracy spotykam na co dzień
bardzo dobrze wykształconych ludzi, którzy z jakiś powodów tkwią
w tym samym punkcie od lat, niektórzy już rozpoczęli taniec raka,
robiąc malutkie kroki w tył. Ale są i tacy, którzy wiedzą, co
potrafią i mimo pobytu w obcym jeszcze kraju postanowili walczyć o
swoją przyszłość i prą do przodu jak taran. Smutny jest fakt, że ci, którzy z różnych przyczyn wyemigrowali do
Niemiec, mimo wspaniałego wykształcenia tutaj są tak naprawdę
nikim. Wielu sądzi, że Niemcy do Eldorado. Ziemia obiecana. High
life. Ale to wyobrażenie jest bardzo dalekie od rzeczywistości. I
po jakimś czasie przychodzi rozczarowanie – bo przecież miało
być inaczej. Niektórzy, będąc już od kilku lat w systemie pomocy
społecznej, nie mają odwagi z niej wyjść. Odsyłani z jednego
kursu na drugi, z jednego projektu do następnego, stracili „to
coś” - tę iskrę, ten zapał. Przestali wierzyć, że się uda. I
obserwuję to w różnych grupach zawodowych – szczególnie mocno u
osób wysoko wykwalifikowanych – u nauczycieli, inżynierów,
informatyków, dziennikarzy itp.
Nie chce się wierzyć, że kobieta,
która była prezenterką telewizyjną i jednocześnie dziennikarką
terenową w Afganistanie, siedzi teraz przede mną i jest totalnie
bezradna i nie ma pojęcia, co może tu robić. Ta kobieta jest dla
mnie bohaterem. Prowadziła wywiady z Talibami w terenie. Ta kobieta
została wyróżniona za to, jak pracuje. Działała na rzecz praw
kobiet w Afganistanie. A teraz jest w Niemczech. Język zna jeszcze
słabo. Chce zrezygnować z wszystkiego, co do tej pory osiągnęła
i chce wykonywać najcięższe prace, jakie można wykonywać. Cała
odwaga, którą miała, zniknęła ..
Z drugiej strony spotykam młodą,
ambitną Meksykankę, która prowadziła kampanie reklamowe w swojej
ojczyźnie. Jest świadoma, że jest bardzo ciężko. Mówi, kurczę,
tyle podań o pracę i kicha... co robię źle? Siedzimy razem i
analizujemy dokumenty. Okazuje się, że gramatyka trochę kiepska.
Poprawiamy. Rozmowa o planach, marzeniach. Ona wie. Ona wie
dokładnie, czego chce i się nie zraża. Mówi, że jak będzie
trzeba, to będzie dalej studiować, robić kursy, co tylko trzeba.
Jej wiedza z zakresu marketingu, reklamy i IT robi na mnie duże
wrażenie. Ona również siedzi w domu już dwa lata, ale się nie
poddaje. Wie, że swój cel osiągnie i robi wszystko, co w
osiągnięciu tego celu pomoże. Jestem totalnie zachwycona.
I wiecie co? Naprawdę wiele zależy od
tego, czy wychodzisz sobie swoją przyszłość – czy ją
„wytuptasz”. Czy mimo trudności i przeszkód powiesz sobie –
ok, dam radę , idę dalej.
W moim przypadku też tak było. Też
pukałam do każdych drzwi. Chodziłam na każde spotkanie, które
mogło mi jakoś pomóc. Szukałam kontaktów, słuchałam każdej
rady. Na rozmowę kwalifikacyjną w Hannoverze, gdzie obecnie pracuję,
jechałam 500km i to po pracy. Dojechałam bardzo późnym wieczorem i
wówczas się zorientowałam, że nie wzięłam ze sobą ubrań na
rozmowę kwalifikacyjną. Nie miałam nawet majtek i skarpetek. Nic.
I mówię sobie...no nie. No jak masz tak iść – zapomnij. Ale
rano wstałam i stwierdziłam, trudno. Idę tak, jak stoję. Ale
spróbuję. BO TO DLA MNIE TAK BARDZO WAŻNE. I poszłam. Z rozmowy
nie byłam jakoś super zadowolona, bo byłam bardzo zmęczona po
podróży i do tego we wczorajszych ciuchach. Ale się okazało,
że byli zachwyceni. Pracę dostałam. Wytuptałam ją. Bez
skarpetek i we wczorajszych gaciach. Także się DA! Postawa.
Determinacja. Wiara. I nad tym pracujemy z moimi Coachees. I o tym
chciałam Wam opowiedzieć. Żebyście się nie poddawali. Jakkolwiek
ciężko by nie było.
Ja znalazłem identyczną pracę jak w kraju po... chyba 4 latach. Początku nie były łatwe ze względu na język. Potwierdzam, że w DE trzeba sobie to "wytuptać" i mieć ogrom cierpliwości. Obecnie pracuje w NL i tutaj jest o niebo łatwiej... jednak z językiem angielskim jest się niemal identycznym kandydatem jak z holenderskim.
OdpowiedzUsuńZnaleźć dobrą pracę i to w swoim zawodzie - w obcym kraju- to naprawdę osiągnięcie! Szczególnie, jeśli piszesz, że jeszcze dodatkowo uczyłeś się języka. Chapeau bas :) Mówisz, że w Holandii było łatwiej?
OdpowiedzUsuń