Po krótkiej przerwie witam Was ponownie. Dziś chciałam podzielić się z Wami przemyśleniami na temat tego, jak to sobie sami czasami potrafimy rzucić kłodę pod nogi.
Wewnętrzny Krytyk kontra Wewnętrzna Psuja - oto temat dzisiejszych rozważań ;)
Dwa stwory
Niezależnie od tego, jakich działań się podejmujemy - czy to w domu, czy w życiu zawodowym, czy nawet patrząc na nasze marzenia, pragnienia, często na naszym ramieniu siada taki stwór, który szepcze cicho do ucha : "No weź... o czym ty myślisz, daj sobie spokój, i tak nie dasz rady". Nazywam tego stwora "Wewnętrzną Psują". To on wysysa naszą energię. To on sprawia, że tkwimy w jednym punkcie, nieszczęśliwi lub w rozterce, lub po prostu zahamowani, bojąc się zrobić krok naprzód. To on się nam podlizuje, tworząc wygodne ciepełko... wrzuca do pieca, tłumaczy nam, jak to fajnie mamy i po co ryzykować? Przecież jest całkiem ok. To on mówi "Bez fajerwerków, lecz stabilnie". To on mówi" Wymyślasz... ciesz się tym, co masz". I to w zasadzie nie jest złe. To jest nawet wspaniałe - pod warunkiem, że na Twoim drugim ramieniu nie siedzi inny stwór, który co jakiś czas delikatnie "kąsa" i mówi: "Hej, nie tego chciałeś przecież... hej, co z Twoimi marzeniami?"
Znasz to uczucie?
Znasz to uczucie, kiedy wewnętrznie wiesz, że nie jesteś tam, gdzie powinieneś? Kiedy niby wszystko gra, lecz w Twojej Duszy grają w innym rytmie? Być może to właśnie Wewnętrzna Psuja przejęła kontrolę nad tym, co robisz. Być może tak bardzo zakopałeś się cieplutkiej pierzynce, że wyjście poza nią wydaje się być tak bardzo irracjonalne, tak bardzo straszne, że jak tu wychylić nogę poza nią? Bardzo często spotykam ludzi, którzy tak bardzo by chcieli, a tak bardzo nie wiedzą jak... Tak bardzo by chcieli, a mimo to, nie robią kroku naprzód...
To nie ja - to oni
Bardzo łatwo znaleźć wytłumaczenie, dlaczego nie idziemy po co, na czym nam zależy: To nie moja wina... Tak się ułożyło... Nie dali mi szansy... Zachowali się tak czy tak... W skrajnych przypadkach: Ja tak bardzo chciałem i jestem taki super, ale to sami idioci, więc dziękuję. I bach! Sto kroków rakiem do tyłu. Ale czy naprawdę to właściwe rozwiązanie? Wątpię. Sądzę, że to właśnie tryumf Wewnętrznej Psui.
Piękne frazesy, ale gdzie rozwiązanie?
Możecie sądzić, że to naiwne, o czym piszę. Że gdyby to było takie proste, to każdy by był człowiekiem sukcesu na własną miarę. I nie sposób się nie zgodzić z tym twierdzeniem.
Z pewnością nie jest to łatwe. Ale warte walki. Dzisiejszy świat daje nam tak wiele możliwości, że nie sposób się w nim nie pogubić. Wachlarz możliwości, który przed nami roztacza jest przeogromny. I w zasadzie mogę sobie wymyślić, że będę gwiazdą burleski. Ale na litość...każdy, kto mnie zna wie, że absolutnie się do tego nie nadaje i choćbym ćwiczyła szpagaty i śpiewy i inne kuszące akrobacje, to to nie miałoby prawa bytu... żadnego ;)
Oczywiście trzeba mierzyć siły na zamiary. Mierzyć wysoko, ale nie bzdurnie. I jeżeli te nasz cele są ujarzmione jakimiś ramami naszych potencjalnych możliwości - to tak! I jeszcze raz wielkie tak! Próbujmy! Nawet jeśli się nie uda, jeśli nas wyśmieją - to co? Ryzykujemy najwyżej tym, że ktoś będzie miał nad wyraz udane i zabawne popołudnie :)
Dlatego nie kierujmy się strachem. Nie słuchajmy tak bardzo tej Psui, a raczej tego drugiego stwora, który zazwyczaj cichszy, zazwyczaj skromny, ale on wie, co dla nas dobre. On wie, gdzie chcemy być. Zna ryzyko, ale też nasze możliwości i marzenia. Posłuchajmy go czasami. Dajmy mu się poprowadzić. Może będzie to początek pięknej przygody...
Komentarze
Prześlij komentarz