Może to zbyt ciężki temat na bloga, jednak postanowiłam, że mimo wszystko chciałabym opowiedzieć Wam kilka słów o tej fascynującej postaci.
Wittgenstein towarzyszy mi już jakiś czas, jednak zanim w pełni dojrzeję do niego, minie jeszcze zapewne parę lat.
Kim w ogóle był Wittgenstein?
To austriacki filozof, urodzony w Wiedniu w 1889 roku. W centrum jego zainteresowania znalazły się język i logika. To on jest autorem słynnych słów "Die Grenzen meiner Sprache sind die Grenzen meiner Welt" (Granice mojego języka są granicami mojego świata). Nie ukrywam, że zgadzam się w tej kwestii w stu procentach z Wittgensteinem. Granice mojego języka nieustannie wyznaczają granice mojego świata...
Miał szczęście urodzić się w bardzo bogatej wiedeńskiej rodzinie, co umożliwiło mu zdobycie dobrego wykształcenia i dało możliwość obcowania z ludźmi, którzy tworzyli historię. Ojciec Wittgensteina, Karl, prowadził salon muzyczny, na którym bywali między innymi Brahms, Schumann czy Strauss. Muzyczna elita. Od dziecka otrzymywał impulsy do odkrywania świata nie tylko poprzez wiedzę lecz również zmysłami. Wrażliwość muzyczna wpływa przecież na zdolności językowe. Każdy język ma swoją melodykę. Tak jak utwór muzyczny. Kto słyszy akordy, ten również złapie melodykę języka.
Udał się na studia w Cambridge, gdzie poznał Bertranda Russela, który zauważył w nim geniusza. Wówczas zajmował się już zagadnieniami natury filozoficznej. Mimo to, drogi ich rozeszły się. W okresie pierwszej wojny światowej Wittgenstein znalazł się w Krakowie, trafił również do włoskiej niewoli. Jednak to podczas pobytu w Krakowie rozpoczął prowadzenie dziennika, który był pewnego rodzaju zapisem przemyśleń, powątpiewań. Był to zalążek największego dzieła Wittgensteina "Tractatus logico-philosophicus". To właśnie z niego pochodzi ów znany cytat, który wcześniej już Wam przytoczyłam.
Ale to nie wszystko
"Wovon man nicht sprechen kann, darüber muss man schweigen". (O czym nie da się mówić, o tym należy milczeć). To zdanie jest dla mnie niezmiernie ważne. Milczenie. Czy potrafimy jeszcze w ogóle milczeć? W epoce nieustannych "postów" . W epoce nieustannego bycia online? Mam wrażenie, że wszyscy mówią, a nikt nie słucha. Wszyscy piszą a nikt nie czyta. Ironia losu, prawda? Właśnie do Was piszę... Ale nie zaniedbuję czytania. Przynajmniej staram się. Dziś każdy jest autorem. Autorem publikowanych szerokiemu gronu zdjęć. Autorem wpisów w mediach społecznościowych. Autorem bloga, etc... Pytanie, które się rodzi: Czy ktoś to czyta? Czy ten tekst, te zdjęcia, te wpisy wzbogacają w ogóle czyjeś życie? W sumie zastanawiam się, jak ma wzbogacić moje życie zdjęcie jedzenia osoby XYZ opublikowane na tym czy innym portalu społecznościowym. Czy to jest jeszcze w ogóle treść?
Ale trochę odeszłam od tematu. Wracając do Wittgensteina. Są rzeczy, przede wszystkim doświadczenia, uczucia, które w życiu są po prostu "NIEWYRAŻALNE". I zamiast silić się na cokolwiek...może spójrzmy sobie w oczy i nie mówmy nic...
"Stawiam niezliczone niestosowne pytania. Gdybym tylko zdołał przedrzeć się przez ten las."
To kolejny cytat z Wittgensteina. Piękny. Wielowymiarowy. Daleki a jednocześnie tak ludzki.
Może spłaszczam teraz to, co Wittgenstein chciał przekazać światu... Na pewno spłaszczam, ale jego słowa, jego treści są poniekąd odbiciem moich niepewności. Czasami mam wrażenie , że pozostaję bez głosu. Chciałabym coś powiedzieć, ale głos odmawia współpracy. A czasami nie znajduję po prostu odpowiednich słów. Czasami pozostaję naga, bezbronna wobec wydarzeń, które wokół mnie się dzieją. Słowa mnie opuszczają. A czasami jest faktycznie tak, że zadaję pytania....lecz puszczam się w próżnię. Wiem, że nie otrzymam odpowiedzi. Wiem, że przez ten las muszę przedrzeć się sama.
Zbombardowałam Was dziś ciężkim tematem. Ale refleksja nad tym, co jest wyrażalne towarzyszy mi od dłuższego czasu. Czy język jest w stanie oddać stany ducha? Osobiście sądzę, że nie.
I zgadzam się z Wittgensteinem, że granice mojego języka są granicami mojego świata...
Komentarze
Prześlij komentarz