Cały czas piszę o tym, jak to fajnie
się rozwijać, jak wiele możliwości daje emigracja, że mimo
wszelkich trudności... warto. I oczywiście tak jest. Tak TEŻ jest.
Lecz dziś chciałam wygrzebać na światło dzienne inną stronę
medalu. O niej też trzeba powiedzieć. O niej też trzeba rozmawiać.
Emigracja nie zawsze ma sens. Czasami
jest po prostu skokiem do basenu bez wody.
Jak wiadomo, motywacje są różne.
Czasami pogoń za niespełnionymi marzeniami, chęć lepszego życia
dla siebie i dzieci. Niekiedy finanse czy ucieczka przed
nieszczęśliwym życiem. Czasami miłość... Rodzina? Czasami
jednak jest to świadome i zdecydowane „TAK” dla innego
życia....Tak można by wymieniać.
Ale wyjazd nie zawsze ma sens. Wyjazd
bez znajomości języka, rynku pracy czy nawet kodu kulturowego może
przekształcić się w koszmar i udrękę i to zupełnie
niepotrzebną.
Doktor w pieluchach, NBA w przedszkolu
Chyba najmocniejszy przykład nieudanej
emigracji, z którym do tej pory się spotkałam, to pewna Japonka.
Doktorat z astronomii. Specjalizacja planetoidy. Przyjechała do
Niemiec, bo się zakochała... Języka nie znała. Uczyła się
pilnie ale jakoś nie wchodzi. Stypendium na niemieckim uniwersytecie
przerwane ze względu na barierę językową – choć angielski
biegle. I pojawiło się dziecko. I co? I siedzi w domu. Już od
lat. Wspaniała osobowość, ogromna wiedza, wrażliwość. Ale się
poddała. Tu nie ma NIC... Jest to bardzo mocny obraz. Niesamowity
umysł. Ale jej znajomość języka nie jest wystarczająca, by dalej
robić to, w czym się specjalizuje. Co więc ma robić? Pracować w
markecie? W piekarni? I stamtąd patrzeć w gwiazdy, o których tak
dużo wie...? Przerażające.
Druga osoba, która zapadła mi w
pamięć to zawodowy koszykarz z USA. Też się zakochał i
przyjechał do Niemiec. W USA zrobił nawet fajną karierę. Tu już
nie gra. Kontuzja kolana, no i po pierwsze, gdzie tu grać... Ponad 2
metry koszykarskiej kompetencji! Postanowił uczyć angielskiego
dzieci. Uczył kosza w szkółkach. Wszystko praktycznie na
zasadzie wolontariatu. Bardzo ciepły człowiek z podejściem do
dzieci. Załapał się w przedszkolu, gdzie uczy angielskiego ale
utrzymuje się cały czas z pieniędzy zarobionych w USA. Ma synka,
który jest dla niego całym światem. Ale ciągle musi walczyć.
Ciągle gdzieś po kątach...
I takie przykłady mogłabym jeszcze
przytaczać... Wspaniałe osobowości, z wykształceniem tak bardzo
dobrym i nieprzeciętnym. A tutaj stają się duchami, których
niewypowiedziane słowa wirują w przestrzeni, wołając o
wysłuchanie.
Wracaj
Osobiście uważam, że bycie za
granicą tylko po to, by za nią BYĆ, nie ma najmniejszego sensu.
Bycie za granicą po to, by zarobić i po latach wrócić do domu i
rodziny, która zdążyła się rozpaść, również nie ma sensu.
Bycie za granicą i poczucie obcości – tak samo. Bycie za granicą
i bycie zdegradowanym do najprostszych prac, ze względu na brak
znajomości języka mimo wspaniałych kompetencji...
również nie ma sensu! Jeśli tak jest... czas wracać. Tak sądzę.
I to jest oznaka rozwagi i odwagi. Racjonalnego pochylenia się and
tym, co mam i tym, co mnie omija.
Język kluczem do udanej emigracji
Jeśli ktoś mi się spyta, gdzie
znajdzie pracę bez języka...to powiem mu - zostań w domu. Nie
wyjeżdżaj. To nie ma sensu.
Warunkiem udanej emigracji jest
znajomość języka kraju, do którego się człowiek udaje. Bez tego
– ani rusz. Bo tu się zaczynają ludzkie dramaty. Pewnie wiele
osób się ze mną nie zgodzi w tej kwestii. I ja to rozumiem. Ale
mimo wszystko uważam, że nie ma pełnej integracji bez znajomości
języka. Po prostu jest to niewykonalne.
Komentarze
Prześlij komentarz