Podobno najciężej zrobić pierwszy krok. Wyjść poza strefę komfortu. I w sumie to prawda. Wielu ludzi marzy o nowym życiu, rzuca hasła "ahoj przygodo, spróbujemy za granicą" (gdziekolwiek by to było, cokolwiek bym robił). I faktycznie robią ten krok. Wyjeżdżają. Ale z moich dotychczasowych doświadczeń wynika, że większość z tych "ahoj" wraca do kraju lub zostaje zagranicą ale nie integruje się ze społeczeństwem, w którym żyją.
Piszę cały czas"oni" a w zasadzie jestem jedną z nich... ja też należę do grupy emigrantów, która kiedyś powiedziała sobie to znaczące "ahoj". Ale ciekawym tematem jest dla mnie właśnie kwestia integracji w nowym otoczeniu. W nowej kulturze. Bo to nie jest tak, że przeczytam przewodnik, jadę i bum! Stało się! Jestem jednym z nich. Nie, nie... Tak to nie działa.
Pewnie każdy z Was słyszał o Iceberg theory. To, co widzimy, to zachowanie, konkretne działanie, reakcja. Ale co kryje się pod wodą...co motywuje do takiej reakcji, to już mało kto drąży. A pod wodą znajdziemy kulturę, nawyki, wychowanie, tradycję... I teraz rodzi się pytanie: Kto chce w ogóle drążyć? Kto zadaje sobie ten trud? I co dla mnie jest bardzo ciekawe z socjologicznego punktu widzenia, to fakt, że większość emigrantów nie jest zainteresowana tym właśnie tematem. Przynajmniej ja mam takie doświadczenia i takie obserwacje. Absolutnie nie oceniam takiej postawy. Czy to dobre czy złe. Stwierdzam tylko fakt.
I powiem Wam, że czuję się tak bardzo dobrze, gdy spotkam na swojej drodze kogoś, kto myśli tak samo. Bo uważam, że integracja w nowym kraju jest możliwa tylko wówczas, gdy zadamy sobie trud. Trud poznania. Nie, że "ale głupie", tylko "aha... a tu tak to robią". Bez oceniania.
A co Wy sądzicie? Jakie macie doświadczenia?
Komentarze
Prześlij komentarz